26.12.2014

{004} Fedecesca || Nietypowy rezydent

"O, rany, Twoje usta wyglądają przepysznie".
Dean Martin - "Baby, It's Cold Outside" (wyk. Chris Colfer i Darren Criss)
Piosenka na dziś - [klik]
Claire, bo jesteś od początku, dziękuję.

     Droga do szczęścia jest ciemna i ciernista, ale rozświetla ją nadzieja. Nadzieja na to, że kiedyś, w dalekiej przyszłości będziemy mogli uśmiechać się bez powodu i dzielić się ciepłem z innymi. Że będziemy mogli rozdawać innym miłość naszym uśmiechem. Że będziemy przy sobie, bez względu na to, przez co przejdziemy. Nasza więź jest zbyt mocna, by zerwała się po jednej, nic nieznaczącej kłótni.

     Spojrzała na zegarek, który wskazywał godzinę drugą piętnaście w nocy. Błyskawicznie zerwała się z łóżka zdając sobie sprawę, że jeżeli się nie pośpieszy, spóźni się na lotnisko. Wykonała szybko poranne czynności, jakimi było ubranie się, umycie zębów, żwawy prysznic, po czym wyciągając rączkę czarnej walizki i ruszyła migiem na pobliskie lotnisko. Bardzo się bała, że się spóźni, co nie byłoby dobre, bo zapłaciła za tą wycieczkę kupę kasy, którą zbierała przez kilka lat. Zawsze chciała zwiedzić Barcelonę, a gdy nadarzyła się taka okazja, od razu napisała do organizatora. Była nadzwyczaj szczęśliwa. Co dwie minuty zerkała na zegarek. Miała dziesięć minut, by być w porę na miejscu, a, że lotnisko nie było tak blisko, musiała biec bardzo szybko, co było trudne. Nie miała w końcu wprawy. Gdy już zobaczyła wielki budynek i parę samolotów z tyłu, zachichotała pod nosem. Stanęła na chwilę i westchnęła pod nosem. Czuła się najweselszą osobą na całym wszechświecie. Czuła, że wreszcie może spełnić swoje marzenia i mieć trochę spokoju od Mediolanu i głośności, której w tym miejscu nie dało się uniknąć. Spojrzała w niebo. Było ciemne, przepełnione gwiazdami, ale nie dziwiła się, w końcu był środek nocy. Weszła do gmachu, w którym jak zwykle pałętały się tłumy. Dość szybko się odprawiła, dzięki czemu miała całą godzinę dla siebie. Kupiła sobie w pobliskim sklepiku półlitrową wodę mineralną, po czym usiadła na ławce chcąc odpocząć. Bała się, że nie zdąży, jednak wszystko poszło dosyć sprawnie. Westchnęła głośno, a wszystkie pary oczu zwróciły się ku niej. Spuściła głowę i pragnąc odwrócić uwagę innych, zajrzała do torby udając, że czegoś szuka. A tak naprawdę szukała szczęścia. Zasnęła, jednak po niecałej godzinie obudziły ją krzyki.
     Lot z Mediolanu do Barcelony za chwilę! Już, proszę się ustawiać i pokazywać karty! Wstawać, proszę!
     Zgodnie z prośbą, choć bardziej można było to nazwać rozkazem, wstała, wyjęła z kieszeni kartę lotniczą, którą dostała jakiś czas temu, po czym podała ją jakiemuś mężczyźnie, po którym było widać, że nie jest zadowolony ze swojej pracy. No cóż, ale pracujący na lotnisku idą wcześniej na emeryturę. Tak słyszała. Trzeba zawsze znajdować jakieś plusy, prawda?

     Gdyby jednak zajrzeć do zacnego świata pana rezydenta Federico, on trzymał się nawet dobrze. Powiedziałem, że jest rezydentem, tak? Spokojnie, ja też nie wiedziałem co to znaczy, to ten uroczy facet mi powiedział. Podobno jest od tego, by mówić na wakacjach, co, gdzie i jak, by się człowiek nie zgubił. A co, jak zgubi się w miłości? On niby w nią nie wierzy. Pff! Niech mi tu nie wciska kitów! Ja wiem swoje! A wiecie dlaczego? Bo jestem León Verdas, i wiecie co? Jestem zawsze i wszędzie i wiem wszystko. Wszystko, naprawdę. No bo, niby dlaczego wiem, jak się czuje Fede i Francesca? Powiem wam nawet coś jeszcze: ja ich zeswatam, obiecuję. Ale rozgadałem się o mnie... Tak, lubię mówić o sobie, ale to chyba zły moment. Ta historia dotyczy Federico i Francesci, pary jakich mało. Szkoda, że jeszcze nie wiedzą, że są dla siebie stworzeni.
     Wracając do Federico, muszę przyznać, że jest to trudny orzech do zgryzienia, ale pochwalę się wam: ja go rozgryzłem! Zawsze uśmiechnięty, czego nie rozumiem. Uśmiecha się do ludzi, których nie zna i nie wie, jacy są; problem w tym, że on uśmiecha się na pokaz. Na pokaz jest sympatyczny, z uśmiechem oprowadza innych po Barcelonie i na pokaz...
     Zamknij się!
     No właśnie, na pokaz. Na serio, to teraz był na mnie wściekły. Nie lubi, gdy zdradzam jego sekrety, ale ja nie lubię zwierzać się z własnych tajemnic. Lubię to robić za innych. Jestem naprawdę dobroduszny, nie?
     Ja nic nie mówię, cymbale.
     Pokazywanie języka to jest naprawdę moja dobra strona. Uwielbiam to robić, a tego cymbała to denerwuje. Go wszystko denerwuje. Prawie. Bardzo lubi być przewodnikiem, ale mnie nie chce oprowadzić po Barcelonie. Myślicie, że boi się, że zrobię mu wstyd?
     Cicho... Czekam.
     Na co?
     Na nich...
     Na nich, na nich. Powtarzał to od jakichś trzech godzin. Do tego wiecie o której mnie obudził? O drugiej w nocy! Toż to skandal!
     Będą dopiero za cztery godziny, ogarnij się.
     Łatwo Ci mówić... To nie Ty będziesz ich oprowadzać po Barcelonie!
     Był nerwowy, nawet bardzo. Czasem trudno było go uspokoić. Jego podekscytowanie bardzo często zwalało innych z nóg, a mnie przerażało to, że co dwa tygodnie ma innych turystów do opieki, a za każdym razem tak samo się zachowywał. Był nie do wytrzymania.
     Mieszkasz w Barcelonie od dwóch lat! A poza tym... Po co mnie budziłeś o drugiej w nocy? Na mózg Ci padło?
     Głąb kapuściany z Ciebie... Chyba chcesz wyrwać jakąś laskę, nie?
     Wyczuwam, iż jest to pytanie retoryczne, szanowny panie.

     A co u panny Francesci? Jej lot minął całkiem przyjemnie, oczywiście nie licząc wylanej wody przez jakichś idiotów. Piątka napakowanych mężczyzn, na oko w średnim wieku, pewnie koło trzydziestki, mieli pięć wiader z lodowatą wodą, i wylali na przypadkową osobę w samolocie. Włoszka zwijała się z zimna. Nie znała tego uczucia, w końcu mieszkała w cieplutkiej Italii, a zimno było dla niej nadzwyczaj dziwnym doświadczeniem, ale w tym momencie nie była w stanie powiedzieć nic konkretnego.
     Cholera...  wyszeptała zawijając się kocyk, który chwilę temu w swoich chłodnych dłoniach trzymała tutejsza stewardessa. Zero uśmiechu z jej strony. Zero serca. Zero.
     No i zero przeprosin, oczywiście, od tych zbirów. Do tego ten ich cholerny śmiech. I śmiech innych. Nawet stewardessa wtedy, wyjątkowo, zaśmiała się tak, że nawet pilot ją usłyszał. Czy to było takie śmieszne? Dziwne, że marznąca siedemnastolatka, samiutka, lecąca bez opieki do obcego kraju jest objawem głupawki u dorosłych ludzi. Widocznie już nie ma innych powodów do śmiechu w tych czasach. Smutne, naprawdę.
     Na szczęście niecałą godzinę później była już na miejscu. Dość szybko odebrała swoją walizkę, po czym podążyła za autokarem z nazwą biura, dzięki któremu mogła znaleźć się wreszcie w tej malowniczej Hiszpanii. Francesca w Barcelonie. Jak to pięknie brzmi! Francesca i Federico w Barcelonie jeszcze lepiej.
     Co się pani stało? usłyszała głos rezydenta, który już od jakiegoś czasu czekał na klientów w pojeździe.
     Nic takiego... Drobny wypadek odpowiedziała szybko nie chcąc zwracać na siebie uwagi, po czym usiadła na jednym z końcowych miejsc. Jeszcze nie wiedziała, że to nie była ostatnia rozmowa z urzekającym dwudziestolatkiem. Pasquarelli westchnął zrezygnowany, po czym, gdy cała grupka już się zjawiła, pokiwał głową na boki. Francesca zginęła wokół innych, pewnych siebie turystów. A ona nieśmiała tuliła się do swojego kocyka, którego nie oddała stewardessie. Kobieta na niego zwyczajnie nie zasługiwała.
     Dwadzieścia minut, może trochę mniej, może więcej, zajęło odwożenie innych do hoteli. Został jeszcze jeden, mieszkał w nim Federico i ja. Nie przepadałem za nim, bo pokojówka zawsze wchodziła w momencie, kiedy oglądałem moją ulubioną telenowelę i płakałem przy momentach Emilii i Petera. Taka słodka parka, że nie mogę! A ten debil się śmieje, gdy go proszę o dodatkową parę chusteczek – no powiedzcie, że jest głupi. Nie wie co to uczucia, pff.
     W porządku. Został jeszcze jeden hotel. Kto zarezerwował miejsce w hotelu Słoneczny Madryt, niech już szykuje się do wyjścia. – Wydaje mi się, że mówił to do siebie, ponieważ w autokarze zostałem tylko ja, on, kierowca i ta nieszczęsna Cauviglia, która w tym momencie spała. Ciekawe, czy Fede ją obudzi. To byłoby mega słodkie, tak jak Peter i Emilia! Tak, zdecydowanie naoglądałem się tego. To leci dwa razy dziennie, niech się ludzie nie dziwią, że mam fioła na punkcie tego, skoro jestem w Barcelonie od dwóch miesięcy. Kocham tą telenowelę! 
     Ej, stary, śpiąca królewna na Ciebie czeka – powiedziałem, wskazując ruchem dłoni na szatynkę, po czym zaśmiałem się, a Włoch jedynie szturchnął mnie lekko. – W tej bajce to się takie całuje, Księciuniu. 
     Ta Twoja głupota to mnie naprawdę przeraża... – palnął się w czoło, po czym podszedł do dziewczyny. – Przepraszam bardzo, chyba tutaj wysiadasz, prawda?
     Uśmiechnął się delikatnie, jak nigdy. Nigdy, przenigdy nie widziałem go tak szczęśliwego, a znam go od dziecka, bo nasze mamy były najlepszymi przyjaciółkami. Mama zawsze mi opowiadała, jaki to Federico jest grzeczny, ale to tylko pozory. Przecież właśnie teraz podrywa jakąś laskę! Francesca szybko się ocknęła i zdezorientowana spojrzała na pusty autokar, w którym znajdowałem się tylko ja i mój przyjaciel. No i jeszcze kierowca, ale go już pomińmy.
     Tak, tak, już wysiadam. Przepraszam. – Dziewczyna speszona zabrała swój koc, po czym gdy już którąś minutę pojazd stał w bezruchu, wyszła z niego. Wyjęła swoją walizkę, niedużą, jak na dwutygodniowe wakacje, wyciągnęła rączkę i ruszyła do wejścia czterogwiazdkowego hotelu.
     Zostań! – krzyknąłem za nią, a ta się gwałtownie odwróciła, poprawiając bagaż podręczny na swoim ramieniu. Po chwili również zabrała kosmyk jej niesfornych włosów. – Rezydent ci pomoże z tą walizką.
     Mina Federico była bezcenna. To go wkopałem, nie ma co!
     Nie trzeba. Pan rezydent ma własne problemy – uśmiechnęła się nieśmiało i ledwo przeszła dwa kroki, gdy za mną Fede jej odpowiedział:
     Przestań. I żaden pan, bo czuję się staro. Dwadzieścia lat to tak dużo? – zapytał ironicznie Włoch śmiejąc się przy tym. Wziął do ręki czarną walizkę w kolorowe groszki, po czym podszedł do recepcji prosząc o klucz. Po hiszpańsku oczywiście, a Cauviglia nic nie rozumiała – znała jedynie angielski, hiszpański to była jej słaba strona. Uczyła się francuskiego, bo komu normalnemu hiszpański jest potrzebny do porozumienia się? Z drugiej strony, była dopiero po pierwszej klasie licealnej i nie umiała wiele, również z francuskiego. Angielski też nie szedł jej najlepiej. Czasami nawet po włosku nie umiała się wysłowić, a co dopiero w innym języku.
     Miłego wieczoru! Ja Wam nie będę dzisiaj przeszkadzał! – zawołałem do dwójki, po czym się zaśmiałem. Federico niemal zabił mnie wzrokiem, a Francesca, jakby nie zrozumiała moich słów, odwróciła się usiłując zabrać chłopakowi swój bagaż, ale ten nie dał się tak łatwo. Wiecie co? Czuję, że z tego będzie coś więcej. Na pewno.
     Przepraszam za niego. Naoglądał się telenoweli, a nawet dziewczyny nie umie poderwać – rzekł, kręcąc kluczem w dziurce w drzwiach. Gdy już udało mu się – z trudem – je otworzyć, zaprosił dziewczynę do środka.
     Nie ma sprawy, proszę pana. I dziękuję za pomoc – odpowiedziała kładąc walizkę obok łóżka. Zdziwiła się, bo było ono dwuosobowe. Pocieszała się w myślach, że nie było innych pokoi wolnych.
     Nie mów do mnie proszę pana, bo czuję się postarzony, no! 
     Przepraszam, po prostu jest pan... Jesteś ode mnie starszy – poprawiła się szybko. 
     No właśnie, właśnie... Bo jesteś dość młoda. Siedemnaście lat, tak? Co robisz tu sama? – zadał pytanie, siadając na krześle przy niedużym stoliku. Poklepał miejsce obok siebie, a ona tam usiadła. Nieśmiało, bo nieśmiało, ale zawsze coś.
     Rodzina umarła, a koleżanki nie mogły. – Kłamała. Rodzina, rzeczywiście, odeszła, nawet dosyć dawno, ale koleżanek nie miała. Wszystkie ją zdradziły. Czy to przez nieśmiałość czy przez brak pieniędzy? A może brak popularności?
     No, no... Szkoda, ale jakbyś czegoś potrzebowała, zawsze służę pomocą. Od tego jestem, więc nie bój się pytać – posłał ciepły uśmiech nastolatce, przez co ta poczuła motylki w brzuchu. – Jestem w pokoju numer osiemdziesiąt siedem, to obok. A teraz, chodź na śniadanie, pewnie jesteś głodna.
     Nie odpowiedziała, tylko biegiem pobiegła na dół do stołówki. Była głodna jak wilk, a on... pewny siebie, ale zauroczony jej nieśmiałością. Byli tacy różni.

     Wieczorem nie miała już siły na nic. Była w stanie jedynie wziąć prysznic i pójść spać. Nie chciała iść już na kolację – po męczącym, całodniowym spacerze po Barcelonie wraz z grupką włoskich turystów miała już wszystkiego dość. Najśmieszniejsze było to, że mimo, spała na lotnisku, w samolocie, w autokarze, i prawie zasnęła na śniadaniu, to oczy same jej się zamykały. Trzeba było przyznać, że była niezłym śpiochem. Dość szybko zajął jej prysznic, więc założyła piżamę, wyszła z łazienki gasząc światło, po czym udała się do łóżka. Zajęła niecałą połowę dwuosobowego posłania. Nie lubiła zajmować dużo miejsca. (...) Po około pół godzinie – była wtedy równo dwudziesta druga – do pokoju zapukał rezydent. Zwykłe sprawdzenie, czy wszystko jest dobrze, czy telewizor działa, czy łóżko się nie rozpada lub na przykład spytanie, czy kolacja smakowała. Jemu nie smakowała, była ohydna. Spaghetti to jest dopiero coś, albo pizza! Uwielbiam włoskie jedzenie, choć meksykańskie też jest niczego sobie. Wracając do Federico, nikt mu nie otwierał. Pamiętał, że tu mieszka Francesca. W końcu, jak mógłby zapomnieć? Najpierw spytał ją, czemu jest mokra, później obudził ją w autokarze, zaniósł jej walizkę – za moją pomocą – a na końcu, porozmawiał ją i zaprosił ją na śniadanie. Z innymi tak nie robił, ponieważ byli to ludzie po czterdziestce przynajmniej, czasem nawet po emeryturze. Była najmłodsza ze wszystkich i najbliższa wiekowo naszemu kochanemu Włochowi. Westchnął cicho i nacisnął klamkę. Drzwi były otwarte. Sklerotyk, zapomniał oddać jej klucz. Ona pamiętała o tym, ale bała się poprosić. Zajrzeć do niego i poprosić o ten głupi klucz. Nieśmiała. Czy ona się go bała? Nie, to niemożliwe. Przecież Pasquarelli jest naprawdę świetnym chłopakiem facetem, tylko wygląda tak strasznie. Żart! Ta jego grzywka tylko dodaje mu uroku, nieprawdaż? Bała się, oczywiście. Ale czego? Tego, że jest od niej starszy, czy tego, że jest płci męskiej? A może tego, że spędzała z nim więcej czasu niż inni turyści, nie z własnej woli? To przecież on ciągle do niej zaglądał, czy patrzył na nią na wycieczce. Ona robiła zdjęcia. Tylko. Wszedł do pokoju, poprawiając swoją fryzurę. Zamknął drzwi, delikatnie, żeby trzask nie obudził siedemnastolatki. Usiadł na łóżku obok Francesci, i nie wiedzieć czemu, musnął ją delikatnie w czoło.
     Dobranoc, Francesco. – Uśmiechnął się delikatnie do dziewczyny. – Śpij dobrze. 

     Włoszka czuła się tak samotnie. Nie miała przyjaciół, ani w Mediolanie, ani tu. Chciała zagadać do któregoś z tutejszych turystów, ale po chwili zrezygnowała twierdząc, że nie zaprzyjaźni się z seniorami. Jedynie był ten rezydent, który, jako jedyny dotrzymywał jej towarzystwa, czy to na wycieczkach, czy na śniadaniu. Po prostu był; może gdyby Francesca nie była taka nieśmiała, zaprzyjaźniłaby się z nim? Z drugiej strony, on był lekko starszy, a ona niepewna siebie. Zapewne bała się. W końcu, była najmłodsza z wszystkich tu osób, ale on przecież stanowił dla niej opiekę. Zachowywał się jak prawdziwy tata. Nie ojciec. Tata
     Westchnęła głośno, po chwili ziewając przeciągle. Nie wyspała się, co nie było u niej nowością – zawsze bardzo długo spała, ale nigdy się nie wysypiała. Tej nocy poszła spać pół do dziesiątej w nocy, a o tej godzinie nikt jeszcze nie spał. Tylko ona. Ale cóż się dziwić, była młoda, miała prawo. Miała tylko siedemnaście lat, a to wyczyn lecieć do innego kraju w tak młodym wieku bez opieki. Należą jej się brawa, nie sądzicie?
     Gdy wykonała poranne czynności, jakimi były ubranie się, umycie zębów i inne, których, wydaje mi się, że nie muszę wymieniać, zeszła na dół na stołówkę nie zamykając drzwi, bo jak wiecie, nadal nie dostała klucza od Federico. Na talerz położyła maciupkiego croissanta, dwa koktajlowe pomidory i nalała sobie do malutkiej szklanki, troszkę soku pomarańczowego. Niech mi jeszcze powie, że się najadła, a uznam, że jest anorektyczką! Spojrzała na stołówkę, lecz nie zauważyła wolnego miejsca. Westchnęła głośno cofając się. Pomyślała, że to nie grzech zjeść później, natomiast ja sądzę, że to grzech nie zjeść z rezydentem – taki uroczy, siedzi sam. 
     Francesca, tutaj! – zawołał do niej Włoch, a ta przymknęła na chwilę powieki, i odetchnęła z ulgą. – Fran, usiądź ze mną!
     W pewnym sensie przerażała ją myśl, że spędza z nim o wiele za dużo czasu, ale z drugiej strony cieszyła się, że ktoś się nią w końcu zainteresował. On był jedyną osobą, dzięki której ona umiliła sobie te wakacje choć trochę. Wierzyła, że bez niego nie byłoby tak ciekawie, ale to dopiero początek. Podeszła do niego ze swoim talerzem w rękach i usiadła na przeciwko niego, ale nie odezwała się ani słowem. Jadła w ciszy.
     Ej, nie odezwiesz się do mnie? – zapytał, chętnie przerywając zajadanie się sałatką owocową.
     Przepraszam.
     Co się stało? Dlaczego traktujesz mnie tak, jakbyś się mnie bała? No brawo, Fede. Nawaliłeś na całości. Teraz, to już na serio się spłoszy!
     Nie znamy się długo, a poza tym... Czuję się niezręcznie – wyznała po chwili, po czym jakby nigdy nic zerknęła na zegarek.
     Niezręcznie? Dlaczego?
     Nie odpowiedziała. Po chwili skończyła swoje śniadanie – no bo ile mogła jeść tak mało? – więc wróciła do swojego pokoju. Federico nadal siedział oszołomiony jej słowami, więc postanowił zajrzeć do mnie – specjalisty od spraw sercowych. Co z tego, że już byłem w jego pokoju by pooglądać losy Emilii i Petera? Najważniejsze jest to, że spodziewał się mnie w swoim apartamencie. Opadł bezwiednie na łóżko, po czym westchnął głęboko.
     No, co jest? – spytałem, nie chcąc czekać kilku godzin na jego wzdychaniu i opowiadaniu, jakie to życie jest złośliwe. Ludzie, chcę konkrety!
     Ona się mnie boi!
     Jak to?
     Tak to... Nie odzywa się do mnie prawie wcale, a gdy chcę z nią porozmawiać, patrzy na mnie tak, jakby to była jakaś katorga. – Oj, Fran, Fran, dlaczego mu to robisz? – Do tego wyznała mi, że czuje się przy mnie niezręcznie. Dlaczego i co mam zrobić?
     Przyznajcie – w przyszłości dobry będzie ze mnie psycholog, prawda? A moimi pierwszymi klientami na liście będzie małżeństwo Pasquarelli – Federico i Francesca. Mam bardzo bujną wyobraźnię?
     Bo stary dziad z Ciebie – poklepałem go po ramieniu i objąłem go lekko ukazując w tym swoje współczucie. Co jak co, ale ty masz lat dwadzieścia, a ona siedemnaście. Malutka różnica jest. Ale wracając, ona musi Ci zaufać, więc Ty musisz ją poznać. Zaproś ją na jakąś kolację, czy coś i... Fede, czy Ty się w niej zakochałeś?
     Gdy ona była smutna, on był smutny. Gdy ona była szczęśliwa, on był szczęśliwy. Gdy ona robiła zdjęcia, on też chciał robić zdjęcia. Coś tu jest na rzeczy.
     Może... Ale...
     Ha! Wiedziałem! Fede i Francesca! Zakochana para! Siedzą na kominie! I całują świnie! On mi mówił kiedyś, że mam obsesję na punkcie miłości, nie?  
     Tak czy siak, ona mnie nie kocha i wiem, że mnie nie pokocha.
     Chcesz się przekonać? – spytałem, a ten pokiwał głową zdezorientowany. Pociągnąłem go w stronę wyjścia hotelu. Dobrze wiedziałem, że będzie tam Francesca. Bardzo długo szykowała się i ubrała coś – według niej – ładnego, więc to musiała być jakaś specjalna okazja. – Widzę ją! – Widzę ją!
     Chcesz ją śledzić? Nie, ja...
     Nie będziemy jej śledzić, tylko spróbujemy ją zrozumieć, OK? To co innego. – Ah, ten Federico to nic nie rozumie! Dobra, widzę Francescę. Wyjęła telefon. Wybrała numer. Bądźcie cicho, ja tu chcę posłuchać rozmowy! 
     Cześć, już na Ciebie czekam. – Czeka? Na kogo? Na kogo niby czekała? Ma faceta? Ale jak to? Co? O co chodzi? Zadaję za dużo pytań. – Przed hotelem, tak. (...) Jak to Cię nie będzie? Przecież obiecałeś! 
     To facet – szepnąłem do przyjaciela, nie wiedząc, czy on zrozumiał do końca jej słowa.
     Wiem, debilu, słyszę.
     Znalazłeś sobie dziewczynę? O, to super... – w jej głosie było słychać... smutek? – I spędzasz teraz z nią czas? (...) A nie mogłeś mnie wcześniej uprzedzić? (...) Co mnie obchodzi, że dopiero teraz postanowiłeś wyjść z nią do kina? Gdybyś do mnie napisał pięć minut wcześniej, byłoby dobrze. (...) Nie, nie poznałam nikogo nowego, nie martw się. Do Hiszpanii przyjechałam dopiero wczoraj, nie zakochuję się z dnia na dzień jak Ty.
     Tak! Już wiemy, musisz na nią zapracować – oznajmiłem, a on westchnął głęboko. – Może zaraz będzie mówiła coś o Tobie.
     Dlaczego tak myślisz? Mam dopiero siedemnaście lat i nie myślę o miłości. (...) Jezu, człowieku... (...) To takie powiedzenie! Wiem przecież, że nie jesteś Jezusem. Gdybyś nim był, byłbyś koło mnie i troszczyłbyś się o mnie, tak jak niektórzy. Ale nie Ty, oczywiście. (...) Co Cię obchodzi, kto się o mnie troszczy? Ważne jest to, że to nie Ty.
     To Ty się o nią troszczysz! Ty! Mówi o Tobie! – powiedziałem podekscytowany.
     Tak, wyobraź sobie, że to jest chłopak. I powiem Ci nawet, że troszczy się o mnie bardziej niż Ty! (...) Tak, obcy człowiek troszczy się o mnie bardziej niż mój brat cioteczny, który jest moją jedyną rodziną. (...) Zwariowałeś? Jeszcze oskarżasz kogoś o podsłuchiwanie mojej rozmowy, skoro go nie znasz? Ma na imię Federico i nie pozwalam Ci mówić o nim czegoś, co wcale nie jest prawdą.
     Cholera, ten jej brat cioteczny chyba nas odkrył... – szepnął Federico.
     Nie wiem ile ma lat, pewnie z dwadzieścia. (...) Mówisz, żebym na niego uważała? Jesteś normalny? Co Ty myślisz, że mnie zgwałci? (...) Spodziewałam się po Tobie wszystkiego, ale nie takiego świństwa. (...) Najpierw obrażasz obcego człowieka, a teraz własną siostrę. Dzięki, straciłam kolejną osobę. Teraz nie mam już nikogo. (...) Przestań! Mówienie, że mam Fedusia nic nie wskóra, wiesz? Jesteś wredną osobą, tak jak cała reszta! (...) Fajnie jest zmieniać temat, co? (...) Tak, Tobie też miłych wakacji. Do usłyszenia. 
     Zsunęła się po ścianie hotelu w dół, schowała twarz w dłoniach i zaczęła płakać. Straciła wszystkich, nawet tą daleką rodzinę – los jednak jest okropny, prawda? Poklepałem przyjaciela po ramieniu, ale on nie mógł się powstrzymać. Podbiegł do siedemnastolatki i usiadł obok niej. Może głupio zrobił, przynajmniej według mnie, ale z drugiej strony, nie mógł patrzeć, jak płacze. Kochał ją.
     Co się stało?
     Brat mnie wystawił, obraża mnie i Ciebie, bo mu o Tobie opowiedziałam... Przepraszam, nie powinnam Ci o tym opowiadać, to są moje problemy rzekła Francesca, ocierając swoje łzy.
     Twoje problemy są moimi problemami, Fran. Możesz na mnie liczyć w każdej sytuacji – uśmiechnął się delikatnie, głaszcząc jej włosy. – Muszę Ci coś powiedzieć.
     Tak?
     No bo...
     Federico nie umie się wysłowić, więc zrobię to za niego. – Nagle wkroczyłem do akcji, poprawiając swoją, jakże zaje... zajewspaniałą fryzurę. – On się w Tobie zakochał, dziewczyno. I nie potrafi przestać o Tobie myśleć.
     Jak byście zareagowali na miejscu Francesci? Ja bym rzucił się Federico na szyję, ucałowałbym go na wieki, uściskałbym go, aż bym go udusił i powiedziałbym mu, że jest moim księciem na białym koniu. Ale ona zrobiła inaczej. Dlaczego?
     Co? – Po jej słowach zaśmiałem się w duchu, a na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
     Fede, zrób to – poklepałem przyjaciela po ramieniu, a on, jakby na zawołanie, złączył jego usta z ustami dziewczyny. Była zaskoczona, nie powiem, nawet bardzo, a po chwili uciekła do hotelu. Cholera, Verdas! Dlaczego Twoje pomysły nigdy nie wypalają?
     I co teraz?! – spytał Włoch, chodząc wte i wewte. Był zdenerwowany, jak nie wiem co, a to wszystko przeze mnie. Jestem kompletnym debilem!
     Idź do niej i po prostu powiedz, co czujesz. To najlepsze rozwiązanie.


     Niedługo potem, właściwie pięć minut później, bo chłopak biegł jak oszalały, ten zapukał do drzwi pokoju Cauviglii. Miał wyrzuty sumienia – może źle zrobił? Może to było za wcześnie? Te pytania pałętały mu się w głowie i nie raczyły wyjść, więc stwierdził, że najlepszym rozwiązaniem byłoby ustalenie z siedemnastolatką, co tak naprawdę jest między nimi. Bał się, że ta odpowie, że ich relacja to relacja pracownika z klientem. Wtedy, nie wybaczyłby sobie tego. Słyszał cichy szloch dziewczyny. Płakała, bo ją pocałował? 
     Proszę...
     Nacisnął delikatnie klamkę, po czym ujrzał szatynkę leżącą na łóżku, która była odwrócona od drzwi. Westchnął cicho siadając obok niej. Chciał to wszystko wytłumaczyć, ale sam nie wiedział od czego zacząć.
     Francesca... – zaczął po chwili. – Wiem, że to było głupie i nie na miejscu, więc od razu chciałbym Cię za to przeprosić. Po prostu zakochałem się w Tobie, a Ty mnie ciągle odtrącałaś. Nie wiedziałem co robić, by zwrócić Twoją uwagę. Wiem, że nie znamy się nawet czterdziestu ośmiu godzin, ale gdy na Ciebie patrzę, czuję coś, czego nie czułem nigdy wcześniej. Co mam zrobić, żebyś odwzajemniła moje uczucia? Jest w ogóle taka opcja?
     Milczała, nawet nie miała ochoty spojrzeć mu w oczy. Westchnął głęboko i wstawszy z łóżka, potarł dłonie.
     Jeśli będziesz chciała pogadać, wiesz gdzie jestem. 

     Większość trzech kolejnych dni spędziła w swoim pokoju. Wychodziła jedynie na śniadania i obiadokolacje, nie miała ochoty na te wszystkie wycieczki i patrzenie mu w oczy. Zraniła go, przynajmniej tak myślała, a on nie był już taki szczęśliwy jak przedtem. Nie zraniłoby go odrzucenie – wytrzymałby to, naprawdę. Raniło go to, że traktowała go jak powietrze. Zagadywał ją, pytał o wycieczki, o sen, o samopoczucie... Wszystko, a ona zachowywała się, jakby Federico zrobił jej wielką krzywdę.
      Francesca, do jasnej cholery! – krzyknąłem, gdy tylko ją zobaczyłem, jak piątego dnia wakacji wychodziła z obiadokolacji w stronę wyjścia hotelu. Ta jednak nie zareagowała, tylko szła dalej. Złapałem ją za nadgarstek. No co? Nie miałem innego wyjścia! – Co ty odwalasz?
     – Odczep się, OK? – wyrwała się. Co jej strzeliło do głowy? Jeszcze trzy dni temu zwierzała się mojemu przyjacielowi! Nigdy nie rozgryzę dziewczyn, to jakieś nadzwyczajne istoty. 
    Nie, nie odczepię się. Najpierw całujesz się z moim przyjacielem, a teraz go unikasz. Mogłabyś mi to wytłumaczyć? Miałem tego wszystkiego dość. Pasquarelli był dla mnie naprawdę ważny i nie mogłem pozwolić, by wpadł w depresję przez jakąś zgorzchniałą laskę, która nie jest nawet pełnoletnia i nie umie sobie radzić z problemami tak, jak to robią dorośli. Dorośli nie olewają wszystkiego, tylko robią wszystko, by sprostać kłopotom.
     Po prostu źle się czuję...
     – Co jest?
     – Źle się czuję, gdy jestem zdenerwowana. O to chodzi. 
     – Ale dlaczego jesteś zdenerwowana? – spytałem, nadal nie rozumiejąc, do czego zmierza.
     – Obcy facet mnie pocałował... Niby jak mam się czuć?
     – On nie jest Ci obcy i oboje dobrze o tym wiemy powiedziałem pewnie. Francesca jak zwykle spuściła głowę i ruszyła w stronę swojego pokoju, więc dodałem na koniec: – Jeśli kochasz, to wrócisz!

     Na bal, który miał odbyć się w hotelu Słoneczny Madryt następnego dnia wieczorem, byli zaproszeni wszyscy turyści chętni do przyjścia z całej Barcelony. Swoją drogą, trochę dziwne jest to, że hotel nazywa się Słoneczny Madryt, skoro jest w Barcelonie. Pal sześć, Hiszpania jest dziwna...
     Francesca wcale nie miała ochoty nigdzie wychodzić. Najchętniej przykryłaby się kołdrą po sam czubek głowy i nigdy z łóżka nie wychodziła, ale, jak na złość, musiała schodzić na jakieś posiłki – w końcu, inaczej by umarła z głodu. Brakowało jej jedynie towarzystwa. Wiedziała, że zwykle nie jest otoczona tłumem super-koleżanek, ale wystarczyłaby tylko jedna osoba, która by ją przytuliła i powiedziała, że będzie dobrze. Zadzwoniła więc do swojego brata ciotecznego – tak dla ciekawości: miał na imię Daniel – mając nadzieję, że może będzie miał czas, by przyjść na ten bal i dotrzymać jej towarzystwa. Chociażby z tą swoją dziewczyną.
     – Halo? (...) Cześć, Daniel, tu Francesca. (...) Nie, to ja przepraszam za tamto. Po prostu myślałam, że się spotkamy. (...) Tak? Właśnie po to do Ciebie dzwonię! W hotelu, w którym mieszkam dziś wieczorem urządzają jakiś bal. Pomyślałam, że może chciałbyś przyjść. Uprzedzając Twoje pytanie: tak, możesz przyjść ze swoją dziewczyną. (...) Zerwaliście? Jejku, przykro mi. (...) Tak? To cieszę się, że przyjdziesz. Dziś o piątej wieczorem. (...) Cieszę się, naprawdę. Do zobaczenia.
     – Daniel, przyszedłeś! – przytuliła bruneta, po czym uśmiechnęła się delikatnie. – W samą porę. Chodź na par...
     – No, to gdzie jest ten cały Federico? – zapytał Włoch, a szatynka westchnęła.
     – Nie wiem. Ale proszę, nie rób awantur. Już jest wszystko w porządku.
     – Nie. Po Twojej minie widzę, że nie jest dobrze. On coś Ci zrobił.
     – Daniel... Muszę Ci coś wyznać – zaczęła, a ten spojrzał na nią pytająco. – Zrobił mi coś. Jeśli rozkochanie w sobie na zabój można nazwać krzywdą, to tak, zrobił mi coś.
     – Wiedziałem! Federico, chodź tu szybko! – zawołałem.

***
Od autorki: Ja wiem, ja wiem, że Claire czeka na to zamówienie od sierpnia (swoją drogą, ja pisałam to od sierpnia, a skończyłam w tym tygodniu), ale lepiej później, niż wcale, nie? Do tego, wybaczcie, że dodałam świąteczną piosenkę do opowiadania o letniej "przygodzie", ale uwielbiam tą piosenkę, a to wykonanie – jeszcze bardziej. Tak w ogóle, ogląda ktoś Glee oprócz mnie? Jej, w styczniu nowy sezon! Nieważne... Jak wam minęły mijają święta? Mi nawet dobrze. Co dostaliście pod choinkę? Pochwalcie się! :D Mam dzisiaj wyjątkowo dobry humor. O.o Ale mam przykrą wiadomość: One Shot o Dielarze jest przesunięty, muszę zabrać się za niego od początku. Wpierw będzie ten o Leónetcie. Szybciej mi idzie. ;)
P.S. CZY TYLKO U MNIE DZISIAJ ZA OKNEM BIAŁO? RADUJMY SIĘ!
P.S.2. Błędy zaraz poprawię, bo na pewno coś się trafiło, a tymczasem, miłego czytania :)

Obserwatorzy

Layout by Yassmine